Świątynia Tin Hau niedaleko stacji metra Yau Ma Tei to kolejne miejsce z przewodnika, do którego się udałem. Przeszedłem ponownie przez bazar na Temple Street, zapamiętałem tylko widok krawata z The Beatles, paska z klamrą z Cartmanem z South Park, kostkę Rubika o wyblakłych kolorach oraz zegarki, które można by sprzedawać na wagę, a nie na sztuki. Made in China - trzy najczęściej spotykane wyrazy na kuli ziemskiej... W parkach starzy ludzie grają w jakąś grę, nie mam pojęcia co to jest, przypomina trochę grę w młynek. Sama świątynia ma ponad sto lat i kiedyś... unosiła się na wodzie, obecnie twardo stoi na lądzie. Wchodzę do środka, od razu czuć zapach kadzidełek, kilka kobiet zapala kolejne i modli się do posągów. Lubię takie miejsca, zawsze coś magicznego się unosi w powietrzu.
środa, 15 kwietnia 2009
Dzień czwarty
Po pierwsze to późno dosyć wstałem, po jedenastej. Po drugie było pochmurno na tyle, że słońce mało co się przebijało i nie doskwierał mi za bardzo upał. Pojechałem MTR na stację Prince Edward i poszedłem najpierw na Flower Market, następnie na Yuen Po Street Bird Garden i dalej w kolejności na Goldfish Market. Na targu kwiatów kolorowo i zielono, najprzeróżniejsze gatunki kwiatów, roślin i wszystko czego potrzeba do hodowli. Na ptasim targu przede wszystkim papugi oraz mnóstwo gatunków innych ptaków, których nazw niestety nie znam. Klatki dla pojedynczych ptaków bardzo małe, a większe klatki zatłoczone. Jednym słowem biznes i tyle. Goldfish Market to po prostu ulica na której znajdują się same sklepy akwarystyczne, co niektóre z nich to sklepy zoologiczne, gdzie można dostać króliki, świnki morskie i inne gryzonie. W jednym sklepie można było zakupić psy. Rybki w większości sklepów wiszą sobie w przeźroczystych woreczkach z wodą, co jakiś czas sprzedawcy napełniają nowe. Po za tym można jeszcze kupić żółwie, rośliny wodne i cały osprzęt akwarystyczny. Ech, zachciało mi się znowu mieć akwarium...





Wstąpiłem do restauracji Lok Yuen, gdzie za 32HKD zjadłem miskę fish dumplings with noodles plus do tego gotowane warzywa - było przepyszne, mogę polecić każdemu.
Świątynia Tin Hau niedaleko stacji metra Yau Ma Tei to kolejne miejsce z przewodnika, do którego się udałem. Przeszedłem ponownie przez bazar na Temple Street, zapamiętałem tylko widok krawata z The Beatles, paska z klamrą z Cartmanem z South Park, kostkę Rubika o wyblakłych kolorach oraz zegarki, które można by sprzedawać na wagę, a nie na sztuki. Made in China - trzy najczęściej spotykane wyrazy na kuli ziemskiej... W parkach starzy ludzie grają w jakąś grę, nie mam pojęcia co to jest, przypomina trochę grę w młynek. Sama świątynia ma ponad sto lat i kiedyś... unosiła się na wodzie, obecnie twardo stoi na lądzie. Wchodzę do środka, od razu czuć zapach kadzidełek, kilka kobiet zapala kolejne i modli się do posągów. Lubię takie miejsca, zawsze coś magicznego się unosi w powietrzu.


Wracam MTR do hostelu, znów nie działa winda, po raz kolejny piechotą na siódme piętro, ech. Przespałem się trochę i ponownie ruszam w miasto. Leje deszcz i kiepsko zapowiada się robienie kolejnych zdjęć. Na Canton Road prawie same centra handlowe, marmury i szkło, znane marki, itd. Po raz kolejny idę na wybrzeże, tym razem na stronę gdzie jest Clock Tower - stara wieża zegarowa, pozostałość po dworcu kolejowym. Zaraz obok Star Ferry Pier - miejsce skąd wypływają promy i łodzie na wyspę Hong Kong i w inne miejsca, m.in. Macau. Zaraz obok znajduję się Ocean Terminal - centrum handlowe, które łączy się z innym centrum, Harbour City. Oba są tak duże, że Ocean Terminal z Edynburga wydaje mi się, po tym co zobaczyłem, co najmniej śmiesznym pasażem. Robię kilka fotek Hong Kongu nocą, wracam pieszo do hostelu.

Świątynia Tin Hau niedaleko stacji metra Yau Ma Tei to kolejne miejsce z przewodnika, do którego się udałem. Przeszedłem ponownie przez bazar na Temple Street, zapamiętałem tylko widok krawata z The Beatles, paska z klamrą z Cartmanem z South Park, kostkę Rubika o wyblakłych kolorach oraz zegarki, które można by sprzedawać na wagę, a nie na sztuki. Made in China - trzy najczęściej spotykane wyrazy na kuli ziemskiej... W parkach starzy ludzie grają w jakąś grę, nie mam pojęcia co to jest, przypomina trochę grę w młynek. Sama świątynia ma ponad sto lat i kiedyś... unosiła się na wodzie, obecnie twardo stoi na lądzie. Wchodzę do środka, od razu czuć zapach kadzidełek, kilka kobiet zapala kolejne i modli się do posągów. Lubię takie miejsca, zawsze coś magicznego się unosi w powietrzu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz