Po pierwsze to późno dosyć wstałem, po jedenastej. Po drugie było pochmurno na tyle, że słońce mało co się przebijało i nie doskwierał mi za bardzo upał. Pojechałem MTR na stację Prince Edward i poszedłem najpierw na Flower Market, następnie na Yuen Po Street Bird Garden i dalej w kolejności na Goldfish Market. Na targu kwiatów kolorowo i zielono, najprzeróżniejsze gatunki kwiatów, roślin i wszystko czego potrzeba do hodowli. Na ptasim targu przede wszystkim papugi oraz mnóstwo gatunków innych ptaków, których nazw niestety nie znam. Klatki dla pojedynczych ptaków bardzo małe, a większe klatki zatłoczone. Jednym słowem biznes i tyle. Goldfish Market to po prostu ulica na której znajdują się same sklepy akwarystyczne, co niektóre z nich to sklepy zoologiczne, gdzie można dostać króliki, świnki morskie i inne gryzonie. W jednym sklepie można było zakupić psy. Rybki w większości sklepów wiszą sobie w przeźroczystych woreczkach z wodą, co jakiś czas sprzedawcy napełniają nowe. Po za tym można jeszcze kupić żółwie, rośliny wodne i cały osprzęt akwarystyczny. Ech, zachciało mi się znowu mieć akwarium...
Wstąpiłem do restauracji Lok Yuen, gdzie za 32HKD zjadłem miskę fish dumplings with noodles plus do tego gotowane warzywa - było przepyszne, mogę polecić każdemu.
Świątynia Tin Hau niedaleko stacji metra Yau Ma Tei to kolejne miejsce z przewodnika, do którego się udałem. Przeszedłem ponownie przez bazar na Temple Street, zapamiętałem tylko widok krawata z The Beatles, paska z klamrą z Cartmanem z South Park, kostkę Rubika o wyblakłych kolorach oraz zegarki, które można by sprzedawać na wagę, a nie na sztuki. Made in China - trzy najczęściej spotykane wyrazy na kuli ziemskiej... W parkach starzy ludzie grają w jakąś grę, nie mam pojęcia co to jest, przypomina trochę grę w młynek. Sama świątynia ma ponad sto lat i kiedyś... unosiła się na wodzie, obecnie twardo stoi na lądzie. Wchodzę do środka, od razu czuć zapach kadzidełek, kilka kobiet zapala kolejne i modli się do posągów. Lubię takie miejsca, zawsze coś magicznego się unosi w powietrzu.
Wracam MTR do hostelu, znów nie działa winda, po raz kolejny piechotą na siódme piętro, ech. Przespałem się trochę i ponownie ruszam w miasto. Leje deszcz i kiepsko zapowiada się robienie kolejnych zdjęć. Na Canton Road prawie same centra handlowe, marmury i szkło, znane marki, itd. Po raz kolejny idę na wybrzeże, tym razem na stronę gdzie jest Clock Tower - stara wieża zegarowa, pozostałość po dworcu kolejowym. Zaraz obok Star Ferry Pier - miejsce skąd wypływają promy i łodzie na wyspę Hong Kong i w inne miejsca, m.in. Macau. Zaraz obok znajduję się Ocean Terminal - centrum handlowe, które łączy się z innym centrum, Harbour City. Oba są tak duże, że Ocean Terminal z Edynburga wydaje mi się, po tym co zobaczyłem, co najmniej śmiesznym pasażem. Robię kilka fotek Hong Kongu nocą, wracam pieszo do hostelu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz