środa, 22 kwietnia 2009

Dzień jedenasty

Będzie krótko tym razem bo właściwie to nic nie pozwiedzałem, miałem inną ważną rzecz do zrobienia - odebranie paszportu i wizy chińskiej. Tym razem w ambasadzie poszło sprawnie i nie musiałem stać za długo w kolejce w visa office, otrzymałem paszport spowrotem razem z wizą uprawniającą mnie do dwukrotnego przekroczenia granicy z ChRL w ciągu najbliższych sześciu miesięcy. Jutro (chyba) pojadę do Guangzhou, trzeciego co do wielkości miasta w Chinach.

Resztę dnia spędziłem to tu, to tam, trochę na wyspie Hong Kong, trochę na Kowloon, generalnie małe zakupy, nic szczególnego.

Trochę o miejscu gdzie mieszkam - Chungking Mansion - to wielopiętrowy budynek na Nathan Road, w którym znajdują się sklepiki i restauracje oraz najtańsze miejsca noclegowe w Hong Kongu. Mieszkają tutaj ludzie wielu narodowości, przeważają Hindusi i ciemnoskórzy, kwitnie tutaj handel, przeważnie tanimi podróbkami. W samym budynku zabroniona jest wszelkiego rodzaju akwizycja, ale zaraz po wyjściu na zewnątrz cieżko jest się odpędzić, zwłaszcza jeśli jest się obcokrajowcem, od osób, które za wszelką cenę próbują wcisnąć ci jakiś bubel, typu Rolex i inne.
Sam budynek jest jak tykająca bomba zegarowa, wszędzie wiszą jakieś kable, brud i smród na schodach między piętrami, minimalne warunki sanitarne. Mój hostel to właściwie jeden z trzech mniejszych hosteli jakie są na 7-mym piętrze bloku D i jest w miarę czysto, jeśli porównać do innych pięter prez które przechodziłem. Pokój jest ciasnawy, prysznic razem z toaletą, ciepła woda. Nie wiele, ale wystarcza, żeby się odświeżyć i przespać. Takie są uroki podróżowania...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz