Dzień trzynasty, czy pechowy? Troszeczkę tak. Wstałem rano z myślą, że pojadę pociągiem do Guangzhou z Kowloon (z Hung Hom na którą dojeżdża się MTR z East Tsim Sha Tsui) po godzinie dziewiątej. Niestety jak przybyłem na stację, biletów na ten pociąg już nie było i ledwie dostałem bilet na następny, dodatkowo musiałem dopłacić 20HKD i przejazd z Hong Kongu do Chin wyniósł mnie 210HKD. Mówi się trudno. Kupiłem w kantorze 500RMB (juan, nie wiem dlaczego oznacza się je jako RMB), odprawa na dworcu jak na lotnisku, prześwietlanie bagażu, kontrola paszportowa, w pociągu po raz kolejny trzeba wypełnić kartę przybycia. Pociąg miał opóźnienie jakieś 15 minut. Podróż trwa niecałe dwie godziny, wjeżdżając do Chin od razu inny krajobraz za oknem - fabryki przemysłowe, pola rolnicze, szare budynki. Na dworcu East Guangzhou po przybyciu kolejna kontrola i... już oficjalnie jestem w Chinach.
Z tego co udało mi się wyczytać przed wyjazdem w mieście za bardzo nie ma nic do zwiedzania i ja również się pod tym podpisuję. Jeszcze na dworcu w Hung Hom dorwałem mapę Guangzhou, ale nie była za bardzo czytelna jak dla mnie. Jedyne co się od razu przydaje to mapa metra. Metro podobne jak te w Hong Kongu, podróżuje się łatwo i przyjemnie. I w sumie tak zwiedzałem miasto, wybierałem sobie jakąś stację i starałem się pochodzić wokół jej okolicy.
Ludzie nie za bardzo umieją po angielsku, ale zawsze mają kalkulator przy sobie. Zawsze można, a nawet trzeba się z nimi targować. Prawie wszędzie same bazary, centra handlowe, które jednak wyglądają inaczej, niż te w Hong Kongu, są za mało "wypasione".
Na każdym dużym skrzyżowaniu nie dość, że są swiatła, to na dodatek jest trzech, czterech policjantów, którzy gwiżdżą non stop. Mimo świateł sygnalizacyjnych te skrzyżowania to istna samowolka, zwłaszcza rowerzyści jeżdżą sobie jak chcą. Zielone światło dla pieszych sygnaliowane jest razem z czasem, po jakim zmieni się na czerwone.
Ceny w Guangzhou niższe niż w Hong Kongu. Nawet pamiątki i wyroby tradycyjne można dostać za grosze, jak się człowiek dobrze utarguje. Tandetna elektronika po prostu wszędzie - trafiłem nawet na dwupiętrowe centrum, gdzie tylko komurki i komputery, składaki i nie tylko, sklepy i warsztaty w jednym. Kupiłem baterię do komórki za 40RMB, zobaczymy czy w ogóle ruszy i jak długo pochodzi. Podróbki iPhone'a za 800RMB, ale się nie targowałem, strach takie coś w ogóle kupić.
Powoli się wyczerpuje bateria w netbooku, bo piszę ten tekst w pociągu, któym wracam do Hong Kongu. Po jutrze opuszczam to niesamowite miejsce. Jeszcze jutro mam nadzieję jakoś dobrze wykorzystać czas, zobaczyć jeszcze coś i powoli trzeba będzie się pakować i myśleć o podróży spowrotem. Nie chce się za bardzo. Szkoda, że urlopy zawsze się kiedyś kończą...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz