sobota, 18 kwietnia 2009

Dzień siódmy

Dzień spędziłem na wyspie Lantau. Na tę największą w Hong Kongu wyspę można dostać się na kilka sposobów, ja wybrałem MTR. Z Tsim Sha Tsui na Central, przejście na Hong Kong Station i pomarańczową linią docieram do końcowej stacji Tung Chung.

Najpopularniejszym miejscem do zwiedzenia jest 31-metrowy posąg Buddy na jednym ze wzniesień wyspy, Ngong Ping, gdzie można dojechać autobusem lub koleją linową, tzw. Cable Car. Wybieram oczywiście podróż koleją, podróż w obie strony to wydatek 107HKD, w wagoniku jadę razem z Francuzem, który pochodzi z okolic Saint-Tropez. Dowiaduję się, że jest tu tylko na chwilę, bo za dwa dni leci do Dubaju, a potem do syna do USA. Widoki po prostu przednie, m.in. widok International Hong Kong Airport zbudowanego na sztucznej wyspie. Po jakimś kwadransie podróż koleją się kończy, przy stacji znajduje się kilkanaście sklepów i restauracji - Ngong Ping Village.
Pierwsze co zwiedzam to klasztor Po Lin, prowadzony i założona przez mnichów grubo ponad sto lat temu. Przy świątyni rozciągają się ogrody i aleje.
Jest wcześnie rano, na zwiedzanie Buddy muszę trochę poczekać, bo brama przed schodami prowadzącymi pod posąg jest jeszcze zamknięta. Idę wiec zobaczyć Wisdom Path, ścieżka, która prowadzi do wysokich, trzydziestu ośmiu pali, z cytatami z Sutry Serca. Wracam pod posąg Buddy, brama jest już otwarta.
Wejście po 260 schodach nie jest za bardzo męczące, ale to pewnie zasługa nie najlepszej pogody, bo gęste chmury przysłaniają widoki wyspy. Na samej górze przy posągu wieje dość mocno, turystów i wycieczek dosyć dużo, każdy chce mieć zdjęcie z Buddą. Posąg Tian Tan został wybudowany i otwarty zwiedzającym w 1993 roku, waży 250 ton. Na samej górze w środku znajduje się niewielkie muzeum, gdzie po za historią powstania posągu i pamiątkami do kupienia, nie ma za wiele ciekawego.
Z Ngong Ping jadę wg przewodnika do małej osady rybackiej Tai O. W autobusie (linia 21) poznaję Caroline z Australii - od pół roku pracuje w Chinach dla rządu australijskiego jako wolontariusz. Dowiaduję się, że jest tu tylko na kilka dni, w niedzielę wraca do Australii na tydzień, potem wraca do Chin. Wioska rzeczywiście nie jest duża, ale ma swój urok. Po niecałej godzinie, wracamy autobusem do Tung Chung. Caroline wraca metrem do centrum, ja postanawiam wrócić na szczyt i zjechać koleją w dół, bo szkoda mi biletu. W między czasie rozpadało się na dobre. Na górze spora kolejka w drogę powrotną, deszcz zrobił swoje i przegonił wszystkich. Tym razem w wagoniku ze mną trzech obywateli UK, w tym jeden z Aberdeen, od ponad roku mieszkają w Hong Kongu. Gadamy trochę o Szkocji, Angli itp. w końcu rozstajemy się w metrze. See you around in the city, maybe... Wracam do hostelu, idę jeszcze na pocztę wysłać kartki, ale jest zamknięta. Muszę czekać do jutra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz